1

Zjednoczenie z Bogiem jest ważniejsze od wszelkich innych obowiązków

Święty Brat Albert

2

Po co się niepokoić,
wszak Bóg w nas, a my w Nim

Święty Brat Albert

3

W myślach o Bogu i o przyszłych rzeczach
znalazłem szczęście i spokój

Święty Brat Albert

Pascha Triduum

WIELKI CZWARTEK

8:00 - Liturgia Godzin

18:00 - Msza święta Wieczerzy Pańskiej

Adoracja Pana Jezusa w „Ciemnicy”

od godz. 20:00 - 22:00 - Odnowa w Duchu Świętym

WIELKI PIĄTEK

Adoracja w „Ciemnicy” od godz. 7:00

8:00 - Liturgia Godzin

9:00 - Droga Krzyżowa

10.00 – Adoracja dzieci I Komunijnych i Rocznicowych

15:00 - Nowenna do Miłosierdzia Bożego - KŻR

19:00 - Liturgia Wielkiego Piątku

Adoracja Krzyża i Komunia święta

Przeniesienie Pana Jezusa do Grobu

Gorzkie żale

Adoracja Pana Jezusa w Grobie

21:00 – 22:00 – Kościół Domowy.

22:00 – 23:00 – Sychar i Przyjaciele Bezdomnych

WIELKA SOBOTA

Od godz. 7:00 - Adoracja Pana Jezusa w Grobie

8:00 - Liturgia Godzin

Poświęcenie pokarmów od godz. 9:00 – 13:00 co pół godziny

15:00 - Nowenna do Miłosierdzia Bożego – KŻR

15.30 – Adoracja młodzieży przygotowującej się do Bierzmowania

19:00 - Liturgia Wigilii Paschalnej

Adoracja Pana Jezusa w Grobie

21:00 – 22:00 – Rycerze Kolumba i Różaniec Rodziców za Dzieci

22:00 – 23:00 – OAZA i Ministranci

17.04.2022 NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO

6:00 - Rezurekcja z procesją

17:45 - Nowenna do Miłosierdzia Bożego

Msze święte: 9:00, 11:00, 12:30, 18:00

18.04.2022 PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY

17:45 - Nowenna do Miłosierdzia Bożego,

Porządek Mszy świętych niedzielny: 7.00, 9:00, 11:00, 12:30 i 18:00

Wielki Poniedziałek - Betania

Wielki Tydzień to czas takich swoistych rekolekcji, specjalnych kazań, które Jezus wygłasza bardziej swoim życiem, niż słowami, jak to najczęśW.Poniedziałek zdjęcieciej robi w swojej Ewangelii. Wydarzenia Wielkiego Tygodnia są celem Jego ziemskiej wędrówki, Jego obecności wśród ludzi. Do tego zmierzał, tak zaplanował to wszystko Ojciec i Chrystus jest Mu posłuszny. Przerażające może być odkrycie, że Jezus miał całkowitą świadomość tego, co Go czeka, mógł uniknąć męki, ale idzie na nią, czując lęk i przerażenie, jednak w posłuszeństwie Bogu.

Dzisiaj spotykamy Go wśród przyjaciół. Wybrał się do Łazarza i jego sióstr, do ludzi, którzy byli mu bliscy. Wygląda to tak, jakby te ostatnie dni czy godziny przed męką chciał spędzić z tymi, którzy są Mu życzliwi. Taki bardzo ludzki odruch. Myślę, że wielu z nas w obliczu cierpienia nie chce być samotnym. Nie chodzi tutaj wcale o to, żeby wzbudzać w kimś litość, skupiać na sobie uwagę, ale o to, żeby w takich momentach mieć przy sobie kogoś, kogo sama obecność dodaje otuchy. Prawdopodobnie Jezus także tego chce. Pragnie też oddalić się od tej „nagonki”, całego zamieszania związanego z Jego osobą. Bardzo mocno dokucza Mu nieżyczliwość faryzeuszy, ich zarzuty i to, że odrzucają Jego argumenty, podważają Jego wiarygodność jako Mesjasza. Nie taki miał być przecież Mesjasz – miał głosić inne królestwo niż to, o którym mówi Chrystus. Podczas tego spotkania z przyjaciółmi dzieje się coś dziwnego. Maria wzięła dosyć drogi olejek i natarła nim stopy Jezusa. Jezus widzi w tym geście symboliczne namaszczenie. Żydzi mieli w zwyczaju namaszczać ciała zmarłych, a po śmierci Jezusa w Wielki Piątek ze względu na szabat nie zdążono tego zrobić. Widać więc po raz kolejny jasno, że Jezus miał głęboką świadomość tego, co Go czeka.  Warto zwrócić uwagę na reakcję Judasza. Wydaje się być oburzony tym w jego mniemaniu marnotrawstwem. W komentarzu ewangelista zauważa, że nie chodziło mu o ubogich, jak zaznaczył, tylko o zysk. Trzeba się też zastanowić, czy hojność ludzi wobec Boga także i nas nie oburza. Wielu ludzi wiele ofiaruje Bogu, oddają Mu swoje życie, siły, swoje dobra. Toteż jest ważne, że i od nas Bóg oczekuje odruchów dobroci, porywów serca. Często jesteśmy w stanie wiele zrobić dla tych, których kochamy, na których nam zależy i bardzo dobrze. Ważne jest jednak także, czy potrafimy być dobrzy dla samego Boga, a dla ludzi ze względu na Niego.

**********************************************************************

Wielki Wtorek - Wieczerza

W. WtorekOstatnie spotkanie z uczniami – przyjaciółmi. Uczniowie jednak o tym nie wiedzą, tylko Jezus ma świadomość, że to w sumie pożegnanie, że już nic nie będzie takie, jak było do tej pory. W takich momentach chciałoby się okazać wiele uczucia tym, którzy są nam bliscy. Takie pożegnania są przecież bardzo trudne. W tej rozmowie, której jesteśmy dzisiaj świadkami, widać wzruszenie Jezusa, bardzo ludzkie uczucie i niezrozumienie uczniów. Można powiedzieć też, patrząc na apostołów, na całą tę sytuację, że ten okres, w którym byli Jego uczniami, nie przyniósł jakichś wymiernych skutków. Jest pośród nich zdrajca – ten, który Go wyda. A sami uczniowie także nie rozumieją Jezusa. Czują, że dzieje się coś szczególnego, doniosłego, ale nie wiedzą co. Można się zastanawiać, czy tak musiało być. Czy naprawdę nie mogli odkryć wcześniej niż po Zmartwychwstaniu Mistrza kim był naprawdę? Przecież egzorcyzmował na ich oczach, uzdrawiał, nawet wskrzeszał zmarłych. Wobec trzech z nich ukazał się w chwale, przynależnej tylko Bogu. A tu dalej nic, niezrozumienie. Być może mogli to wcześniej odkryć, być może wiedzieli, że jest Kimś wyjątkowym, ale potrzebowali czegoś więcej? Potrzebowali zgorszenia krzyża, męki Jezusa, potrzebowali także doświadczenia własnej słabości, bo nic tak nie oczyszcza, jak takie właśnie doświadczenie. Można także spojrzeć na to z trochę innej perspektywy. Do bycia przy Bogu można się przyzwyczaić. Na początku nas zachwyca i porusza to, jak działa w naszym życiu, jak działa przez nas i możemy pomyśleć, że zawsze tak będzie. Może dojść do tego, że przestanie nas zaskakiwać Jego hojność, miłosierdzie, dobroć. Może też coś takiego zaistniało w życiu apostołów. Przyzwyczajenie, skupienie się na tym, że On zawsze jest obok, że tyle Jego cudów widzieliśmy, i że nas już niewiele może zaskoczyć. A w tym momencie i miejscu Jezus ich zaskakuje, niepokoi. Jeszcze nie wiedzą, że przyjdzie im doświadczyć wszechmocy Boga, która się objawi w totalnym uniżeniu i męce. To wszystko ich zgorszy, ale również pokaże ich słabość, ich schematyczne myślenie o Bogu, ale wszystko po to, żeby kiedyś mogli pójść tam, gdzie idzie ich Nauczyciel. Czasem i my potrzebujemy takiego potraktowania nas przez Boga, żebyśmy się obudzili, wyszli ze schematów naszego o Nim myślenia i byli zdolni na nowo do pójścia za Nim. Bo nie zawsze jesteśmy gotowi, by pójść tak, jak On chce, chociaż często Go o tym zapewniamy, tak jak Piotr w dzisiejszej Ewangelii.

**********************************************************************

Wielka Środa - Judasz

W ŚrodaGdzie mamy szukać pomocy w doświadczeniach i przeciwnościach naszego życia? Odpowiedź jest prosta – u Boga! Jednak takie podejście może wydawać się pewnym banałem. „Jak jesteście tak bardzo pobożni, to uciekajcie się do tego Waszego Boga, ale i tak przecież cierpicie” – może powiedzieć ktoś niewierzący albo wątpiący. To prawda, nikomu doświadczenie cierpienia nie jest zaoszczędzone. Jednakże zupełnie inaczej przeżywa się je z wiarą, a inaczej bez niej. Cierpienie nabiera sensu dopiero, kiedy spróbuje się je odczytać w kontekście cierpienia Jezusa. Podobnie jak dawni prorocy, także Jezus Chrystus jest odrzucany i dyskryminowany, przeżywa po prostu to wszystko. Właśnie Sługa Jahwe z księgi proroka Izajasza jest typem, zapowiedzią Jezusa Chrystusa. „Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam”. Myślę, że jest to kierunek, który powinniśmy obrać podczas naszych trudności i cierpienia. Czasem myślimy, że jesteśmy w tym sami, ale Bóg nam towarzyszy w tych wszystkich przeciwnościach. Bardzo znamienny jest też psalm responsoryjny w dzisiejszej liturgii słowa. Wygląda to na wołanie człowieka uciśnionego, cierpiącego, który znosi te przeciwności dla Boga. Znowu na myśl w tym kontekście może przyjść Jezus: zhańbiony, opuszczony, potraktowany jak wróg, brutalnie odrzucony przez swój naród, bez jakiegokolwiek współczucia. Warto także przez ten pryzmat spojrzeć na nasze doświadczenie życiowe. Czasem myślimy, że mamy nieudane życie, że zmarnowaliśmy całe życie albo jakąś jego część. Myślę, że warto wtedy, jak podpowiada o. Augustyn, porównać to nasze życie do życia Jezusa. Czyli Jezusowi też nie zostało oszczędzone cierpienie, także doświadczał bólu odrzucenia. Tak ja i my niejednokrotnie tego doświadczamy. Spójrzmy oprócz tego, co zostało wyżej napisane w taki sposób, także na fragment dzisiejszej Ewangelii. Metody nauczania Jezusa nie odniosły skutku wobec Judasza, który Go zdradził. Co jest ważne, tej zdrady dopuścił się przyjaciel, ktoś bliski, kto kilka lat patrzył na postepowanie Jezusa, słuchał Jego nauk. Okazało się, że nie przyniosło to skutku. Myślę, że w tej zdradzie Judasza, Jezus utożsamia się z tymi wszystkimi, którzy zostali zdradzeni przez swoich bliskich, przez swojego męża, żonę, może jeszcze przez kogoś innego, komu zaufali, wspólnika, przyjaciela. Jezus też – tak po ludzku mówiąc – miał nieudane życie, też doświadczył tego, co jest udziałem wielu z nas: samotność, opuszczenie, zdrada, niezrozumienie nawet bliskich nam osób. Wszystko to dzieje się podczas Ostatniej Wieczerzy, tego szczególnego momentu spotkania, które jest także pożegnaniem z uczniami, nawet w tym momencie nie jest mu oszczędzona taka przykrość. Po ludzku więc rzecz ujmując, Jego życie było nieudane. Jednak my wiemy, że to nie jest do końca prawda. On cierpiał, umarł, ale zmartwychwstał i żyje. Taka jest prawda. To, co było nieudane, zaowocowało po Jego zmartwychwstaniu powstaniem Kościoła i odkupieniem każdego człowieka. Cierpienie przyniosło właśnie te wielkie owoce. Warto także w chwilach naszego bólu i cierpienia spojrzeć na to z tej perspektywy, że te momenty mogą okazać się decydujące dla naszego zbawienia.

Nasze obecne życie jest podobne do tego, jakie miał Chrystus, kiedy żył na ziemi, ale nasze przyszłe życie będzie takie, jak to, które obecnie jest Jego udziałem, bo zmartwychwstał i żyje!

***********************************************************************

Wielki Czwartek - Dwa Testamenty

W.CzwartekNie ma chrześcijaństwa bez Jezusa Chrystusa. Nie ma życia chrześcijańskiego bez podążania za Jego przykładem. Św. Augustyn uczył, że każde imię wskazuje na działanie; w aktywności człowieka ma się wyrażać to, kim jest. Dlaczego więc mówisz, że jesteś chrześcijaninem – pyta św. Augustyn, skoro w twoich czynach nie ma nic chrześcijańskiego? Chrześcijanin to imię, które domaga się sprawiedliwości, dobroci, uczciwości, cierpliwości, czystości, mądrości, niewinności i pobożności. A dlaczego używasz tego imienia, skoro nie masz prawie żadnej z tych cech? Chrześcijanin to ten, kto naśladuje i podąża we wszystkim za Chrystusem, który jest święty, nieskazitelny, przyzwoity, uczciwy, w którego sercu nie ma miejsca na złość, ale który jest pełen miłości i dobroci, który nikogo nie krzywdzi ani nie obraża, ale każdemu przychodzi z pomocą. Chrześcijanin to ten, kto idąc za przykładem Chrystusa, nie nienawidzi nawet swoich nieprzyjaciół, ale woli czynić dobro swoim przeciwnikom i modlić się za swoich prześladowców i wrogów. Ten zaś, kto nie waha się kogoś urazić lub skrzywdzić, zaprzecza swoim postępowaniem, że jest chrześcijaninem. Chrześcijanin to ten, kto może powiedzieć: nikogo nie skrzywdziłem i wobec każdego postępowałem sprawiedliwie.Imię chrześcijanin (christianus) pochodzi o imienia Chrystus. I dzisiaj zgromadzeni w Wieczerniku patrzymy na Jezusa Chrystusa, który pokazuje nam, co znaczy być chrześcijaninem. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus w sposób wyraźny mówi nam, jak mamy Go naśladować. Po umyciu nóg swoim uczniom mówi: Dałem wam przykład, abyście i wy czynili tak, jak Ja wam uczyniłem (J 13, 15). A po tym, jak spożył ucztę paschalną ze swymi uczniami, mówi: Czyńcie to na moją pamiątkę (Łk 22, 19). Jezus wzywa nas, byśmy kontynuowali Jego misję w świecie i objawiali ludziom miłość, którą nas umiłował. Bo i służba bliźnim, i sprawowanie Eucharystii ukazuje światu prawdę o tym, kim jest Bóg i czym jest chrześcijaństwo. Gdy Jezus umywa uczniom nogi, pokazuje swoim wyznawcom, jak Bóg kocha człowieka i jaką postawę mają przyjmować wobec bliźnich. Uczy wtedy nas wszystkich, jak Bóg patrzy na ludzi. Odsłania przed nami najgłębsze pragnienie człowieka – być kochanym. Tak bowiem Bóg stworzył człowieka, że nie może osiągnąć pełni człowieczeństwa bez doświadczenia miłości. Przez cale swoje życie patrzyła na Jezusa i naśladowała Go św. Teresa z Kalkuty. Dla „Anioła ubogich” każdy gest był narzędziem przekazywania miłości bliźniemu. Nie tylko jakieś wielkie przedsięwzięcia niosące ulgę potrzebującym, ale także uśmiech czy podanie ręki były darami miłości. Każda życzliwa uwaga i wszelkie znaki życzliwości, którymi obdarowywała ludzi, budziły w ich sercach radość. Tak było chociażby z człowiekiem na ulicy, który prosił o wsparcie materialne. Gdy zamiast pieniędzy otrzymał od Matki Teresy uścisk dłoni, uśmiechnął się zdziwiony i powiedział z uśmiechem: - Dziękuję! Już prawie zapomniałem, jak to jest – czuć ciepło ludzkiej ręki… W wieczerniku Jezus ustanawia sakrament Eucharystii, który jest sakramentem miłości. Na krzyżu Jezus oddaje swoje życie w ofierze, aby podnieść człowieka i go zbawić. Okazuje tym samym miłość do końca – do końca życia i bez reszty, całkowicie. „Poprzez ustanowienie Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus nadał temu aktowi ofiary trwałą obecność” (Deus Caritas est, 13). Antycypuje On swoją śmierć i zmartwychwstanie i już w Wieczerniku daje swoim uczniom siebie samego w chlebie i winie, swoje Ciało i swoją Krew jako prawdziwy pokarm (por. J 6, 55). Chrześcijanie posłuszni woli Chrystusa uczestniczą w Eucharystii, w której spotykają swego Pana. On nadal miłuje ich aż do końca, aż po dar ze swego ciała i swojej krwi (Sacramentum caritatis, 1). Wtedy serce uczniów napełnia się Bożą miłością i zostają przynagleni, by kochać na wzór Chrystusa – aż po oddanie życia za swoich przyjaciół (por. J 15, 13). Wielu świętych czerpało siłę do miłowania bliźniego z Eucharystii. Uczestniczyli w uczcie miłości, aby jednoczyć się z Jezusem i otwierać się na działanie Jego Ducha miłości. Biorąc wzór z Jezusa składającego się w ofierze i z sercem wypełnionym Bożą miłością mogli służyć innym z pełnym oddaniem. Tak czynił kanonizowany 1987 roku Józef Moscati, włoski lekarz, który uczestnictwo w Eucharystii stawiał na pierwszym miejscu. Każdego dnia uczestniczył rano w Mszy świętej i przyjmował Komunię świętą, a potem udawał się do pracy w szpitalu. Gdy wracał do domu, przyjmował pacjentów, w tym wielu ubogich, których wspierał materialnie. Swojej służbie dla chorych i cierpiących oddawał się bez reszty. Jego ofiarne życie przypieczętowała nagła śmierć w gabinecie, w którym przyjmował pacjentów. Także beatyfikowany w 2020 roku włoski nastolatek Carlo Acutis nie wyobrażał sobie życia bez uczestnictwa w Eucharystii. Pochodził z dobrej rodziny, był przyjacielski, dobrze wychowany. Uważano go za geniusza komputerowego. Ale najważniejsza dla niego była jego ścisła więź relacja z Jezusem Chrystusem. Już jako dziecko chciał uczestniczyć w pełni we Mszy świętej. Jego tęsknota za przyjmowaniem Ciała Chrystusa była tak wielka, że proboszcz pozwolił mu przystąpić do pierwszej Komunii świętej wcześniej, niż było to w zwyczaju. O jego miłości do Eucharystii świadczy powiedzenie: „Eucharystia jest moją autostradą do nieba”. Dlatego codzienne spotkanie z Panem było dla niego wielką radością, nadawało kierunek jego postępowaniu i było źródłem siły w chorobie: „Oddaję całe moje cierpienie Panu, za Papieża, za Kościół, abym mógł iść prosto do raju – bez czyśćca”. Jesteśmy chrześcijanami. Nosimy imię, które pochodzi od Chrystusa. To nam pozostawia Jezus swój podwójny testament: sprawować Eucharystię – ucztę miłości i naśladować Go w Jego pokornej służbie dla ludzi. Niech udział w ofierze Chrystusa uczyni nas wobec świata wiernymi świadkami Tego, który do końca nas umiłował.

**********************************************************************

Wielki Piątek - Krzyż

W.Piątek

W czasie liturgii Wielkiego Piątku kapłan, odsłaniając ramiona krzyża, śpiewa trzykrotnie: „Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, na co wierni odpowiadają: „Pójdźmy z pokłonem”. Kłaniać się przed krzyżem? Przecież to znak cierpienia, symbol okrucieństwa! Wielu ludzi nie ma dzisiaj wątpliwości – trzeba go usunąć z przestrzeni publicznej. Nauczycielka poszła do proboszcza z prośbą, by nakazał zdjąć krzyż ze ściany w przedszkolu, gdyż dzieci się boją, a nawet wpadają w panikę, patrząc na ukrzyżowanego Jezusa… Ostrożnie też z opowiadaniem o Męce Pańskiej, bo wywołuje łzy… Więcej życia, a nie śmierci, więcej radości, a nie cierpienia! – postulują oburzeni obecnością krzyża w miejscach publicznych.

A my dzisiaj krzyż stawiamy w centrum. W jakim celu? Aby patrzący doznali szoku, patrząc na brutalność śmierci krzyżowej? Aby budzić lęk? Aby cierpieniem przysłonić radość życia?

Jezus akceptuje śmierć na krzyżu: „Życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (J 10, 17-18). Jezus jest gotów pójść do Jerozolimy, gdzie zostanie pojmany i przybity do krzyża (Mt 17, 22-23). Rzeczywiście, zmiażdży Go tam bezwzględna siła, spotka się z pogardą i Jego ciało zostanie brutalnie okaleczone. To o Jezusie powie prorok Izajasz: „Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego” (Iz 53, 3-4). Taki widok szokuje! Kiedy Jezus zapowiadał swoim uczniom, że „musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity” (Łk 9, 22), byli przerażeni. Nie mogli tego pojąć. Odsuwali od siebie jak najdalej myśl, że coś takiego może się stać. Nie było ich pod krzyżem. Może nie tylko dlatego, że jako uczniowie Skazańca bali się o swoje życie? Może bali się na Niego popatrzeć, gdyż na krzyżu „nie miał On wdzięku ani też blasku, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53, 2)? Tak, krzyż i zmaltretowane ciało Jezusa, które na nim zawisło, może przerażać. Dla Syna Bożego jednak „to, co jest na zewnątrz brutalną przemocą – ukrzyżowanie, jest od wewnątrz aktem miłości, która ofiaruje się bez reszty” (Benedykt XVI, Kolonia 2005). Jezus przyjmuje cierpienie i śmierć, gdyż skłania go do tego miłość. „Jeśli oddanie życia za przyjaciół jest najwyższym dowodem miłości (J 15, 13), Jezus ofiarował swoje za wszystkich, również za tych, którzy byli nieprzyjaciółmi, by w ten sposób przemienić serce. Oto dlaczego Ewangeliści godzinę Krzyża postrzegali jako szczytowy moment spojrzenia wiary: w tej godzinie jaśnieje blask wielkości i głębi Bożej miłości” (Lumen fidei, nr 18). Kłaniając się przed krzyżem, wyznajemy, że Jezus oddał swoje życie za nas z miłości. Patrzymy na krzyż z wiarą w Syna Bożego, który umiłował każdego z nas i samego siebie za nas wydał (Ga 2, 20). Kiedy człowiek „przebije się” przez zasłonę cierpienia i dojrzy w krzyżu Jezusową „miłość do końca” (J 13, 1), wstępuje na drogę wskazaną przez Syna Bożego. Jego serce staje się zdolne do miłości. „Kto chce ofiarować miłość, sam musi ją otrzymać w darze. Oczywiście, człowiek może – jak mówi nam Chrystus – stać się źródłem, z którego wypływają rzeki żywej wody (J 7, 37-38). Lecz aby stać się takim źródłem, sam musi pić wciąż na nowo z tego pierwszego, oryginalnego źródła, którym jest Jezus Chrystus, z którego przebitego Serca wypływa miłość samego Boga (J 19, 34)” (Deus Caritas est, nr 7). Chrześcijanin wie, że krzyż nie odbiera czci jako symbol krzywdy wyrządzonej Jezusowi, lecz jako najwyższy dowód wiarygodności Jego miłości ofiarnej, a chrześcijaństwo nie jest religią nawołującą do delektowania się bólem, lecz do miłowania na wzór Chrystusa, jak uczy św. Jan: „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (1J 3, 16). Miłość Boża objawiająca się na krzyżu i przemieniająca serce sprawia, że ludzie są w stanie kochać do końca na wzór Chrystusa. Należą do nich męczennicy, jak siostra zakonna, Zdenka Scheling (beatyfikowana przez św. Jana Pawła II). W czasie prześladowań Kościoła w Czechosłowacji po II wojnie światowej siostra pracowała w szpitalu w Bratysławie, dokąd komuniści przywozili ciężko chorych kapłanów, którym groziło aresztowanie i tortury. Siostra nie tylko się nimi opiekowała, ale także ratowała ich życie, pomagając im uciec z rąk prześladowców. Wiedziała, że w ten sposób sama naraża się na więzienie i śmierć. Gdy została zdradzona przez szpiegów, aresztowana, bita i poniżana, pisała w jednym z listów: „Nie bójcie się cierpienia. Bóg zawsze daje potrzebne siły i odwagę. Zawsze wierzę w Jego łaskę. Nic mnie nie przerazi, ani burza, ani groźne chmury. Jeśli przyjdą, to na krótki czas i jedynie wzmocnią moją ufność i moją pewność”. Należą do nich nasi bliscy, sąsiedzi, znajomi. Dziś starsza już kobieta opowiada o swojej młodości. Gdy po raz drugi znalazła się w stanie błogosławionym, lekarz sugerował dokonanie aborcji. Uzasadniał to zagrożeniem dla życia matki. Kobieta ta jednak odrzuciła tę sugestię: „Bóg mi dał życie i ono jest w Jego ręku. Moje dziecko też jest darem Boga. Jeśli mam żyć, to nie za cenę śmierci mojego dziecka. Wolę już wtedy sama umrzeć”. Dziecko przyszło na świat bez większych komplikacji. Co więcej, potem jeszcze po raz trzeci i czwarty kobieta ta została mamą. Na wzór Chrystusa potrafią kochać dzieci. Nawet ich drobne gesty mogą być wyrazem wielkiej miłości. Do niej zdolny był czterolatek, który postanowił przez kilka dni nie jeść cukru, aby podarować go ubogim podopiecznym Matki Teresy z Kalkuty. „To dziecko kochało aż do bólu” – powiedziała Matka Teresa. Chrystus wziął na siebie cierpienie i śmierć, aby objawić nam miłość Bożą, wyzwolić nas od grzechu i śmierci wiecznej oraz ukazać nam drogę wiodącą do pełni życia. Oddajmy cześć krzyżowi, który jest znakiem Bożego miłosierdzia!

Niech miłość Chrystusa przemienia nasze serca i uzdalnia do miłości, która niczego się nie lęka, nawet cierpienia! Bo przecież „nie po to kocham, abym cierpieć mógł, lecz cierpieć muszę wtedy, kiedy kocham…”.

*************************************************************************

Wielka Sobota - Pascha

W. SobotaTrzy kobiety z dzisiejszej Ewangelii jako pierwsze dowiedziały się o zmartwychwstaniu Jezusa. Kobiety te wybrały się o świcie pierwszego dnia tygodnia do Jego grobu, niosąc przygotowane wonności, ale zastały odsunięty kamień i pusty grób, w którym nie było już ciała Jezusa. Gdy stały tak bezradne i zdziwione, wówczas zaskoczyły ich słowa dwóch mężczyzn w lśniących szatach: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał”. Idąc za zachętą aniołów, przypomniały sobie słowa Jezusa, w których zapowiadał swoje cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie. I ze zdumieniem stwierdziły, że to rzeczywiście się dokonało. Natychmiast uwierzyły w zmartwychwstanie Mistrza, ponieważ miały mocną wiarę i były bezgranicznie wierne Jezusowi. Kobiety te, pełne radości, wróciły szybko do apostołów, opowiadały o tym, co się dokonało, i mówiły: „Chrystus zmartwychwstał”.  Lecz apostołowie nie dawali im wiary i dziwili się słowom kobiet. Jak opowiada Ewangelista Łukasz, Piotr pobiegł zaraz do grobu, by upewnić się, czy rzeczywiście jest on pusty. Gdy nie znalazł tam ciała Jezusa, lecz tylko same płótna, wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało. Nie tylko u Piotra tajemnica zmartwychwstania budzi wielkie zadziwienie i zdumienie, które zwykle jest początkiem wiary. Odczucie zdumienia, zadziwienia, zachwytu nad tajemnicą paschalną towarzyszy przez wieki wyznawcom zmartwychwstałego Pana. Również my w tę paschalną noc, słuchając słów Łukaszowej Ewangelii, możemy uwierzyć na słowo jak kobiety lub przeżywać podobne zdumienie jak apostołowie. Ale trzeba podkreślić, że jedna i druga reakcja może prowadzić do spotkania ze zmartwychwstałym Panem, jak to opowiadają w dalszych słowach Ewangeliści.

Od tej paschalnej nocy będzie nam towarzyszyć radosne zawołanie „Alleluja, Chrystus zmartwychwstał”. Będzie ono rozbrzmiewać z mocą w różnych formach i tonacjach przez kolejne tygodnie okresu wielkanocnego. Im bardziej uświadamiamy sobie głęboki sens, jaki nadaje naszemu życiu zmartwychwstanie Jezusa, tym głośniej i z większym przekonaniem możemy wołać: „Chrystus zmartwychwstał”. Tym większa też będzie nasza radość wielkanocna, którą możemy dzielić się z innymi w naszych rodzinach, wśród przyjaciół i znajomych.

Dlaczego świętowanie tego wydarzenia może i powinno wnosić radość w nasze codzienne życie? Otóż dlatego, że zmartwychwstanie Jezusa jest najpełniejszym objawieniem mocy zbawczej Boga i Jego panowania nad światem. Jest zwycięstwem dobra nad złem. Jest gwarancją, że ostatecznie prawda zwycięża nad kłamstwem, sprawiedliwość nad niesprawiedliwością, miłość nad nienawiścią, niewinność nad nikczemnością. Zmartwychwstały Chrystus wskazuje na Boga Ojca, który wskrzesił Go z martwych i który czuwa nad światem, a w nim nad każdym, kto słuchając słów Jezusa, wstępuje na drogę budowania królestwa Bożego. To wydarzenie i jego świadome ponowne przeżywanie przywraca wiarę w moc Boga, zachęca do zaufania Mu, do budowania swojego życia w oparciu o Niego, nie zważając na pojawiające się przeciwności. 

Podobnie jak radość kobiet w wielkanocny poranek, tak i nasza radość jest znakiem, że spotkaliśmy Jezusa. Radość ta płynie z głębszego poznania Jezusa i z doświadczenia Jego łaski w sakramencie chrztu, którego przyrzeczenia za chwilę odnowimy, z miłosierdzia, które przyjęliśmy w sakramencie pojednania i z udziału w Jego boskim życiu umacnianym przez Eucharystię. Radość płynie z tego, że to zmartwychwstały Jezus nieprzerwanie uśmiecha się do nas, a przez nas do innych. Zachęca nas, abyśmy umacniali w sobie tę radość i dzielili się nią z innymi. Być może niewiele możemy dać innym, ale zawsze możemy dzielić się radością. Czasem jedno życzliwe słowo lub przyjazny gest może przemienić czyjś dzień, a nawet pomóc zupełnie inaczej spojrzeć na swoje życie. W ten sposób możemy przybliżyć kogoś drugiego do wiecznego szczęścia, które pochodzi od Boga. Tak więc, bracie i siostro, przeżywaj te święta paschalne z zadziwieniem, zdumieniem i radością. Nawet jeśli wstydzisz się swoich upadków i zdrad, to zmartwychwstały Jezus ma moc, aby ci je przebaczyć. On, który jest pełen miłosierdzia i dobroci względem każdego z nas, w tę paschalną noc przypomina ci, że ponad grzech potężniejsza jest Miłość. Potrzeba tylko twojego zawierzenia i świadomego wyboru, może nawet po okresie zastanawiania się, poszukiwania, zdziwienia i wreszcie zdumienia nad tą tajemnicą. Bracia z Taize wraz z młodzieżą śpiewają: „Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy”. Przyjmij więc te słowa jako skierowane do ciebie. A zmartwychwstały i żyjący Chrystus także podczas tej liturgii paschalnej powie do ciebie: „Pokój z tobą!”. Powierz więc Jemu swoją drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. Odrzuć od siebie wszelki smutek i raduj się z aniołami i świętymi, a także razem z twoimi najbliższymi, że Jezus zwyciężył śmierć, że zmartwychwstał.

Otwórz twoje serce na radość Jego zmartwychwstania i wprawiaj innych w zdumienie i zadziwienie nad Jego miłością i wiernością.

 

  • dr.jpg
  • ekai_tonalne2.jpg
  • episkopat.jpg
  • gosc-niedzielny2.jpg
  • kofc.jpg
  • plus2.jpg